Grupa Badawcza Kriepost

Fortyfikacje Linii Mołotowa 1940-41

Facebook

Facebook

Byłem w DOT № 059 (dot. okol. Nowiki) (Białoruś)

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Byłem w DOT № 059

Andriej Daniłowicz Szmielew (Андрей Данилович Шмелев)

kursant 9-go samodzielnego batalionu ciężkich karabinów maszynowych i artylerii fortecznej

(9-го артпульбатa)

z materiałów zamieszczonych w dziale „Wspomnienia” na www.rkku.ru

tłumaczenie: Piotr Tymiński „Snuffer” (www.kriepost.org)

 

 

Gdy ogłoszono alarm od razu pobiegłem na kwaterę do dowódcy naszego plutonu ppor. Pilkiewicza (лейтенант Пилькевич) aby go obudzić (mieszkał z rodziną w pobliskiej wsi). Gdy tylko zameldowałem Włodzimierzowi Antonowiczowi o celu tak wczesnego przybycia usłyszałem jak mówi do żony: „No, Nina, do widzenia. Widzę, że teraz naprawdę się zaczyna...” Aż dreszcz mnie przeszedł na myśl o ich prawdziwym znaczeniu.

Ledwie pierwsze promienie słońca dotknęły szczytów sosen gdy zobaczyłem w swoim celowniku niemiecki szpaler zbliżający się do naszego schronu i zaraz podnieconym głosem meldowałem dowódcy oddziału: „Niemcy!”. Sierżant Głazow (Глазов) pogonił do izby podporucznika. Ten, nadbiegłszy, rzucił: „Zniszczyć!” Razem z kursantem Nieumytowem (Неумытов) przylgnąłem do ckm-u i kilkoma długimi seriami zmietliśmy wrogą tyralierę. Powtórzyło się to kilkakrotnie zanim Niemcy nie stali się bardziej ostrożni. Po południu udało im się dostać w okolice zrzutni na łuski i wrzucili tam dwa granaty; od wybuchów poraniło mnie i Nieumytowa i odnieśliśmy lekkie kontuzje. Pod wieczór ppor. Pilkiewicz podsumował wyniku boju. Schron się utrzymał, przeciwnik na naszym odcinku się nie przedarł. Załoga wykazała się zgraniem i dobrymi umiejętnościami. Podliczyliśmy zapasy amunicji i doszliśmy do niewesołego wniosku: wszystkiego ledwie wystarczy na jeden dzień. Mieliśmy nadzieję, że nie później niż jutro wesprą na nasze główne siły i podciągną zaopatrzenie niezbędne do walki. No i był jeszcze jeden problem. Mimo, iż amunicji było mało, to przynajmniej coś tam wczoraj podrzucili ale o wodę się już nie zatroszczyli. Obiecali dostarczyć zaopatrzenie z magazynów w Sopoćkiniach ale już rankiem miasteczko zajęli Niemcy, którzy przedarli się na odcinku sąsiedniego batalionu. A wody, bliżej jak ze studni w Berezówce jakieś 600m od nas, nie ma skąd wziąć - a tam też już Niemcy. Co prawda za DOT-em nr 038 jest strumyk ale ten nasz schron dowodzenia też okrążony - jeszcze teraz walczy. Kursant Afanasjew (Афанасьев) zgłosił się na ochotnika żeby przynieść wody. Podporucznik dał zgodę. Zebrał więc manierki i o zmierzchu udał się w kierunku strumienia. Długo nie wracał. Zaczęliśmy się już o niego martwić ale w końcu pojawił się w schronie nie tylko z pełnymi wody manierkami ale i z chlebakami zabitych Niemców, w których znalazło się coś do jedzenia.

Rankiem 23 czerwca ppor. Pilkiewicz wysłał łącznika do schronu dowodzenia celem wyjaśnienia naszego położenia. Ten przyniósł smutne wieści: schron wysadzony, w izbach bojowych leżą okaleczone ciała obrońców. Stało się jasne, że 038 nie wesprze nas jak się zrobi ciężko. A Niemcy zaczynają już kolejny atak z dwóch stron. Odezwały się obydwie strzelnice naszego schronu ale Niemcy , kryjąc się w zagłębieniu terenu, które przedtem przestrzeliwał DOT 038, zaczęli obchodzić nas z lewej strony. A wtedy, ku naszemu zdziwieniu, odezwał się milczący wczoraj sąsiedni DOT 027. Jego załoga miała w niedzielę służbę w Sopoćkiniach, tam weszli do walki i najwyraźniej prawie cały pluton wybiło. Dowódca plutonu, ppor. Czuś (Чусь) wrócił nocą wraz z ocalałymi ludźmi do swojego schronu i widocznie przygotował go do walki. A teraz otworzyli gwałtowny ogień do wroga. Celowniczy z 3 izby bojowej Kuźminych (Кузьминых) zaraz podniósł się na duchu i szybko przyszedł z pomocą chłopakom z 027. Nie trzeba było długo czekać na efekty wspólnego ostrzału: dolinka była dosłownie usiana trupami Niemców. Ale pod wieczór 027 przycichł; widocznie kończyła się amunicja. Hitlerowcy podeszli do milczącego DOTa od strony 038 i wysadzili go. I znowu nasz 059 został sam. Wieczorem dotarł do nas ze schronu ppor. Maczulina (Мачулин) (to chyba był DOT 054) łącznik, sierżant Portnow (Портнов). Dowiedzieliśmy się od niego, że Niemcy zajęli już Grodno i odcięli obydwa bataliony forteczne od Niemna. Większość schronów wysadzona albo zablokowana, łączności z dowództwem batalionu nie ma. Ppor. Maczulin pytał zatem ppor. Pilkiewicza co w tej sytuacji zamierza robić. Włodzimierz Antonowicz obrzucił nas, zgromadzonych wokół niego, spojrzeniem i zadziornie zapytał: „Tak więc co zamierzamy robić, towarzysze? Jak myślicie?”. „Ano, to co wczoraj i dzisiaj” - odpowiedział za wszystkich sierżant Szaposznikow (Шапошников) - „Tłuc najeźdzców”.

„Tak i przekażcie porucznikowi Maczulinowi: takie jest nasze wspólne zdanie” - zakończył Pilkiewicz.

„My też tak uważamy” - odpowiedział sierżant Portnow, wychodząc.

Niemcy tymczasem coraz bardziej się rozzuchwalali. Zauważyli, że z braku amunicji ogień ze schronu przygasa i coraz częściej starali się dobrać do strzelnic za pomocą ładunków wybuchowych ale nasze wystawione na zewnątrz czujki uniemożliwiały te próby. Ale to było w dzień. Za to nocą... Słyszymy nagle kroki na szczycie bunkra i głos słychać przez szyb peryskopu: „Rus kaput! Poddajcie się!” Sierżant Głazow, w odpowiedzi na te bezczelne krzyki, wystrzelił tam z rkm-u. „Dopóki żyję, żaden Niemiec do DOTa nie wejdzie” - dodał. I usadowił się z rkm-em przy wejściu, obok rannego pogranicznika z sąsiedniej strażnicy, który dotarł do nas jeszcze pierwszego dnia wojny. Nad ranem, na „zakąskę” dla wroga wszystkiego zostało nam po 5-7 pocisków na działo, do połowy puste taśmy z nabojami do ckm-ów i parę magazynków do karabi nów. O spaniu, pragnieniu i wodzie już żeśmy nawet nie gadali. Ogień artyleryjski przeciwnika trząsł całą konstrukcją, ścianami, podłogą, ale póki co pęknięć nie było, solidna budowa.

Do południa 24 czerwca jakoś żeśmy się utrzymywali. A potem, jak się skończyły pociski do dział i naboje, saperom wroga udało się wspiąć na dach i otworem peryskopowym spuścili ładunki wybuchowe. Straszny wybuch wstrząsnął schronem do samych fundamentów. Wysadzone ściany działowe pogrzebały żołnierzy. Wywalone na oścież, zerwane z zawiasów drzwi pancerne zgniotły ppor. Pilkiewicza, fala uderzeniowa zabiła kursanta Abramowa (Абрамов) i mojego pomocnika Nieumytowa. Przy wejściu, z głową rozerwaną na pół, zastygł sierżant Głazow. W przelotni wszędzie okaleczone ciała żołnierzy. Z 22 obrońców DOTa po wybuchu zostało nas przy życiu pięciu; wszyscy poranieni, kontuzjowani, ogłuszeni: Woronin (Воронин), Kuźminych, Afanasjew (Афанасьев), Pietrow (Петров) i ja. Pomagając sobie nawzajem jakoś żeśmy spełzli lukiem na dolną kondygnację. Osłabieni po ciężkim, prawie trzydniowym, boju, głodni, padający z pragnienia i braku snu a na dodatek jeszcze poranieni niektórzy bredzili w malignie, błagali o wodę. Najwyraźniej odgłosy te usłyszeli Niemcy, którzy celem sprawdzenia swojej roboty weszli do na wpół zrujnowanego schronu. Poświecili przez luk latarka kieszonkową i puścili po nas parę serii. Trzech dobili a mnie i Pietrowowi przestrzeli klatkę piersiową. 25 czerwca, po odzyskaniu przytomności, dostaliśmy się do wyjścia awaryjnego i wypełzliśmy na zewnątrz, poza maskowanie schronu. Zaraz za nim rosło żyto tuż na lewo był las. Zaproponowałem Pietrowowi żebyśmy się poczołgali do lasu ale się nie zgodził i popełzł żytem. Z tyłu, z dachu schronu, usłyszałem wystrzał z karabinu i od razu w odpowiedzi jęk Piotra Pietrowa z tego żyta. I wszystko ucichło. Udało mi się pomyślnie dostać do lasu i tam ukryć. Przez gałęzie drzew popatrzyłem do tyłu, na swój schron, w którym pod bryłami betonu zostało dwudziestu moich towarzyszy broni i w oczach, mimo woli, zakręciły mi się łzy: chłopaki zrobili wszystko co w ich mocy...

Wytarłem łzy i poczołgałem się w głąb lasu nie wiedząc jeszcze, że los wystawi mnie jeszcze na niejedną ciężką próbę.